Bielska Jesień Jazzowa 2014: Erotyzm improwizacji, czyli posłuchajmy intymnie Torda Gustavsena

Autor: 
Armen Chrobak
Autor zdjęcia: 
mat. prasowe

Na piątkowy wieczór publiczności Jazzowej Jesieni zostało dane zasiąść przy suto zastawionym muzycznym stole. Pierwszym daniem uczty był występ kwartetu Torda Gustavsena, który zawitał do Bielska-Białej w ramach trasy koncertowej promującej dostępny od lutego tego roku krążek pod znamiennym tytułem Extended Circle (Rozszerzony krąg), zainspirowany poszukiwaniami artysty związanymi z motywem zataczanych w życiu kręgów, powracających wydarzeń i przeżyć.

Wydawnictwo powstało pod kierownictwem Gustavsena, z udziałem perkusisty Jarle Vespestada (z którym przed laty stworzył z nieżyjącym już basistą Haraldem Johnsenem Tord Gustavsen Trio), Tore Brunborga na saksofonie oraz Matsa Eilertsena na kontrabasie. Na bielskiej scenie artysta wystąpił jednak z Sigurdem Holem w roli basisty. Był to pierwszy sceniczny występ Hole’a wraz z kwartetem, co wyraźnie zaznaczył Gustavsen prezentując swoich estradowych kompanów.

Materiał jaki kryje ostatnia płyta grupy jest do głębi przejmujący, osobisty, maksymalnie subtelny. Tej podniosłej, metafizycznej atmosfery poszukiwała publiczność tłumnie przybyła do sali koncertowej BCK.

Gustavsen, określany przez recenzentów mianem „mistrza pianistycznego opanowania i powściągliwości”, z dużą uwagą, nieśpiesznie, półgłosem wprowadził siedzących na widowni w klimat występu zespołu. Wraz z pierwszymi, miękkimi dźwiękami fortepianu, słuchacze dali się ponieść przenikliwej, melancholijnej, fascynującej muzyce, tak sugestywnej, pełnej wyobraźni, że do jej pełnego przeżywania konieczne było przymknięcie powiek. Pod nimi rysowały się pejzaże w czerni i bieli, obrazy niespokojnego nieba spowitego burzowymi chmurami, szarpanymi podmuchami mroźnego wiatru.

Powłóczyste, niehałaśliwe, spokojne akordy fortepianu, umiejętnie dopełnione zrównoważonymi, delikatnymi dźwiękami, jakie wydobywały miotełki perkusisty. Miarowego tempa dotrzymywał uważnie i z wyczuciem kontrabas. Saksofon altowy swym rzewnym, lirycznym brzmieniem łagodził ból i poczucie osamotnienia, jakiego pełne były pierwsze kompozycje rozbrzmiewające ze sceny. Żaden z instrumentów nie dominował, utwory były wolne od charakterystycznych w jazzie partii solowych, prezentujących umiejętności muzyków, ich ekspresję. Powściągliwość, subtelność środków wyrazu kontrastowała z siłą, z jaką muzyka kwartetu przenikała dusze słuchaczy. Repertuar w zamierzony sposób wywoływał zamyślenie, medytację, introspekcję. Choć melancholijny, nie rodził uczucia smutku i bezsilności.

Najlepiej intencje artystów wyraził wstęp przed przepiękną tradycyjną pieśnią, hymnem chrześcijańskim Eg Veit I Himmerik Ei Borg (Znam zamek w niebie), który, choć grywany na pogrzebach, nie jest krzykiem rozpaczy, ale niesie nadzieję odrodzenia, łagodzi ból rozstania. Ta przejmująca kompozycja jak rzadki klejnot, wystawiany na widok publiczny tylko w wyjątkowych chwilach, tylko dla nielicznych, zbudowana na temacie o podniosłym, dostojnym charakterze, który stopniowo i łagodnie przechodzi w improwizację, niby zarys tytułowego zamku w niebie. Dramaturgia tego utworu ściskała za gardło, wywoływała gęsią skórkę, otwierała duszę.

Nie było w tej muzyce niczego z wielkomiejskiego pośpiechu, powodzi świateł, zgiełku. Ta muzyka przenosiła do miejsca spotkania z Absolutem. Koncert Tord Gustavsen Quartet okazał się zdecydowanie najbardziej magicznym, metafizycznym występem tegorocznej Jazzowej Jesieni.