Rivers & Tides - Working with Time

Autor: 
Michał Libera
Fred Frith
Wydawca: 
Winter&Winter
Dystrybutor: 
GiGi
Data wydania: 
01.07.2003
Ocena: 
5
Average: 5 (1 vote)
Skład: 
Fred Frith - guitar, berimbao, violin, piano, samples; Wolfgang Stryi - bass clarinet, soprano sax; Karoline Holfler - double bass; Bernd Settelmeyer – percussion

Biorąc pod uwagę podtytuł tej płyty – Working with Time – pisanie poniższej recenzji może się wydać niepotrzebne a nawet nie na miejscu. Jeśli bowiem ktoś zajmuje się pracą z czasem, to nie można zawczasu mówić co robi. Z drugiej jednak strony, jestem pewien, że nie będę w stanie zdradzić niczego z tej muzyki... Chciałbym powiedzieć tylko dwie rzeczy, niejako obok niej.

Wiadomo nie od dziś, że czas stał się jedną z głównych kategorii wykonywania, słuchania i myślenia o muzyce w XX wieku. Czasu nie należy jednak redukować tylko i wyłącznie do długości trwania danego dźwięku, frazy czy ich braku. I właśnie Fred Frith doskonale pokazuje jak ograniczona byłaby taka perspektywa. Praca z czasem – wydaje się przekonywać nas Frith – angażuje pracę z brzmieniem, właściwościami instrumentów, a także samą strukturą utworu, która, mogłoby się wydawać, pozbawiona jest właściwości czasowych. Być może najbardziej niezwykłe na „Rivers and Tides” są momenty, w których różnica między wysokością dwóch zestawionych ze sobą dźwięków dwóch różnych instrumentów decyduje o naszym odbiorze czasu zdeponowanego w muzyce. Praca z interwałami okazuje się być pracą z czasem sensu stricte. Podobnie jest w przypadku uważnego śledzenia rozwoju kompozycji. Ciągłe powroty do tematu, jego zerwania, rozwinięcia i uzupełnienia właściwie rozrzucone są po całej płycie. Nie oznacza to jednak, że mamy tutaj do czynienia z bardzo abstrakcyjną propozycją pod tytułem 'złóż to sam'. Odwrotnie: wszystkie odniesienia, porównania i zestawienia poszczególnych fragmentów, znajdą wiele kolejnych reinterpretacji pod warunkiem bardzo konsekwentnego śledzenia, sekunda po sekundzie, linearności całego układu wątków, które składają się na płytę.

Druga kwestia również związana jest z czasem, ale na innym nieco poziomie. Nie jest przypadkiem, że praca z czasem wiąże się z pracą nad muzyką do filmu, który wydaje się tradycyjnie odnosić nas do obrazu. Nie jest także przypadkiem, że bohaterem tego filmu jest Andy Goldsworthy, angielski artysta, którego czas interesuje w ramach sztuk wizualnych. Głównym kontekstem, w którym pracuje on z czasem jest tzw. środowisko naturalne. No właśnie: tzw. środowisko naturalne. Frith wpisuje w swą kompozycję sample z odgłosami wody i zwierząt. Odgłosy te nie są jednak tłem muzyki Fritha. Od samego początku wydają się zbieżne z poczynaniami muzyków. Tak, jakby ich pulsowanie było równoległe z pulsowaniem samej muzyki. To oczywiście nie pozostaje bez wpływu na efekt, jaki osiąga Frith: czas nie jest dla niego – pomimo niezwykle wyrafinowanych i subtelnych zabiegów, jakich dokonuje – właściwością abstrakcyjną. Wręcz przeciwnie. Jest zaskakująco konkretny. Podobnie jak muzyka w ogóle.

Jedna z najwspanialszych płyt, jakich udało mi się wysłuchać.

1. Part I.; 2. Part II.; 3. Part III. ; 4. Part IV.; 5. Part V. ; 6. Part VI.; 7. Part VII.; 8. Part VIII.