Noisy Love Songs

Autor: 
Anna Początek
Okkyung Lee
Wydawca: 
Tzadik
Dystrybutor: 
Multikulti
Data wydania: 
10.06.2011
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Okkyung Lee – wiolonczela & kompozycje, Cornelius Dufallo – skrzypce, Peter Evans – trąbka, Craig Taborn – fortepian, Satoshi Takeishi – instrumenty perkusyjne i elektroniczne, Christopher Tordini – kontrabas, Ikue Mori – instrumenty elektroniczne (w "Steely Morning"), John Hollenbeck – instrumenty perkusyjne (w "Steely Morning").

Prześliczna koreańska wiolonczelistka Okkyug Lee, prześliczna okładka, przesmutna i przeliryczna muzyka, przewrotny tytuł. Po haśle "noisy love songs" na płycie młodej improwizatorki spowdziewałam się niepohamowanego krzyku miłosnej rozkoszy, wydawanego wrzeszczącymi instrumetami, i nawet pastiszu piosenek miłosnych. Jak ma się sprawa z tytułowymi love songs? Ostrożność przy poddawaniu się sugestii tytułu to moja słabość od czasów wysłuchania piosenek Edith Paif w wykonaniu zespołu Thtered Moon ("Chansons d’Édith Piaf", Winter & Winter, 1999), bo jako kompletny muzyczny żółtoziób nacięłam się wtedy na tych "piosenkach". He, he. I w tym przypadku tytuł jest równie zwodniczy. 

Smutne i rzewne melodie, ale także utwory weselsze, choć też gdzieś podszyte tęsknotą. Abstrakcyjne improwizacje. Powtarzające się łkania i zawodzenia oraz szalone pochody instrumentów. Forma klasyczna, jazzowa, współczesna; free imporvised, elektornika i azjatyckie echa. Plus momenty fascynującej gry ciszą, pauzą. Całość kompozycyjnie karkołomna ze względu na połączenie odległych stylistyk. Wszystko zagrane znakomicie przez naprawdę znakomitych muzyków.

Tyle że jedenaście niewesołych piosenek to dla mnie duża dawka. Zastanowiło mnie przy słuchaniu tej płyty, jak często piosenki o miłości są smutne lub smutek wywołują. Czy miłość zupełnie pozbawiona jest tego, o czym wprost śpiewali Presely w "I can't help..." czy The Beatles w "Getting Better"? A może łatwiej jest wyrazić smutek niż radość? Może łatwiej jest smucić się niż cieszyć? A może smutek szybciej chwyta słuchacza?

Czy te "głośne piosenki miłosne" łapią za serce? Czy porywają noise'em? Mnie na razie nie. Czy coś mi w sercu utkwi? Może "White Night" przez wspaniały galimatias, "Roundabout" dzięki kontrabasowi i "Bodies" za rewelacyjnie melodyjne intro na cymbałkach. Mam jednak świadomość tego, że jest to muzyka na tyle bogata, że z każdym przesłuchaniem można doświadczyć innych doznań. Poczekam więc tydzień i z ciekawością posłucham jej ponownie. 

One hundred year old rain, Upon a fallen tree, Kung, Saeya saeya, White night, Danji, Roundabout, Bodies, Silenced answer, Steely morning, Yellow river