Live At Birdland

Autor: 
Piotr Jagielski
Konitz / Mehldau / Haden / Motian
Wydawca: 
ECM
Ocena: 
3
Average: 3 (1 vote)

Grudniowego wieczoru 2009 roku w nowojorskim legendarnym klubie Birdland miał miejsce bardzo sympatyczny koncert. Bardzo sympatyczni i uznani muzycy zagrali w bardzo miły i przyjemny sposób kilka sympatycznych standardów. Sympatyczności jest tu bardzo wiele, ale niestety znacznie mniej czegoś ciekawego. Nie oczekuję innowacji – muzycy, którzy skrzyknęli się tego wieczoru do grania nie potrzebują silić się na coś spektakularnego. Oni już swoje odsłużyli na sławę i chwałę jazzu jako gatunku. Ta pewność siebie generuje poczucie swobody w graniu, które da się odczuć. Muzycy właściwie bawią się spokojnie swoimi ulubionymi utworami. Zero zobowiązań.

Motian, Konitz, Haden i Mehldau wydają się być w miejscu, w którym nikt nie powinien od nich niczego wielkiego nie oczekiwać. Wiadomo, jaki poziom reprezentują, z kim i co grali i w jaki sposób odznaczyli się w historii muzyki. Oni chyba też mają tego świadomość. Dlatego grudniowy koncert z Birdlandu wydają się traktować bardzo swobodnie. Dobór utworów świadczy najlepiej o nastroju w jakim się wtedy znajdowali. Jest bardzo lirycznie, melancholijnie i cichutko. Otwierające płytę spokojne i wyważone dźwięki saksofonu altowego Konitza w utworze „Lover Man” od początku nie pozostawiają wątpliwości, co do przebiegu koncertu. Zresztą wystarczy rzut oka na setlistę – utwory doskonale znane, klasyczne. „Lullaby of Birdland” (oczywiście), George'a Shearinga zadedykowana ukochanemu klubowi, „Solar” Milesa Davisa, „I Fall In Love Too Easily”  znane z wykonań Billa Evansa, czy „Oleo” Sonny'ego Rollinsa. Repertuar skrojony idealnie i niemal aż lekko zawstydzająco pod publikę Birdlandu. Najważniejsze, żeby wszyscy dobrze się bawili.

I muzycy pozostają konsekwentni – grają bardzo oszczędnie, co jest dla mnie pewnym zawodem. Mam wrażenie, że tak stonowany repertuar jest usprawiedliwiony, jeśli wykonania wzbogacone zostałyby indywidualnymi popisami, które być może nadałyby całości trochę większej wagi. Tymczasem ci wspaniali muzycy wydają się miejscami niemal zawstydzeni sobą nawzajem, grając wyjątkowo minimalistycznie. Trochę szkoda. Ale nie ma co narzekać, jak się rzekło – jest bardzo sympatycznie i gdybym sam miał być tamtego wieczoru w Birdlandzie, nie opierałbym się jakoś wyjątkowo.

  1. Lover Man, 2. Lullaby Of Birdland, 3.Solar, 4. I Fall In Love Too Easily, 5. You Stepped Out Of A Dream, 6.Oleo