In Krakow in November

Autor: 
Paweł Baranowski
Satoko Fujii / Natsuki Tamura
Wydawca: 
Not Two
Data wydania: 
27.02.2007
Ocena: 
3
Average: 3 (1 vote)
Skład: 
Satoko Fujii - piano, Natsuki Tamura - trumpet

Twórczość japońskiej pianistki Satoko Fuji, winna być w Polsce już dość dobrze znana. Dała tu kilkanaście już chyba koncertów, wydała dwie płyty. W Europie i USA też nie jest nierozpoznawalną postacią, koncertuje, wydaje płyty. Przedstawiać jej chyba nie trzeba. Jakby w jej cieniu pojawia się często muzyk, a prywatnie mąż pianistki, trębacz Natsuki Tamura. Nie zwykłem pisać o rodzinnych koligacjach, ale wydaje mi się, że akurat w tym przypadku jest to jakiś klucz do płyty "In Krakow In November".

Muzyka tu zawarta jest właśnie jakaś taka intymna, zagrana w sposób, przy którym wydaje się, że muzyków łączy coś więcej niż tylko wspólne muzyczne zainteresowania, wspólna gra. Cicha, spokojna, na jakiś sposób rytualna. Jak japoński rytuał parzenia herbaty. Dźwięki powoli się sączą, delikatnie, dyskretnie. Lekko powyżej ciszy. Wydawać by się mogło, że cała muzyka rozgrywa się lekko powyżej tego momentu, w którym w ogóle docierają do naszych uszu w ogóle jakiekolwiek dźwięki. Każdy dźwięk wokół nas, który przy jej słuchaniu powstanie przez przypadek, traktowany jest jako intruz. Cisza jest najlepszym sprzymierzeńcem tych ośmiu utworów. I skupienie.

Dwa elementy, które jakoś niepodzielnie kojarzą mi się z odbieraniem muzyki klasycznej. Kiedy jeszcze chodziłem na koncerty tego typu do filharmonii, było to najbardziej pożądane otoczenie dźwięków dochodzących ze sceny. Wtedy jeszcze nie było telefonów komórkowych umilających koncertowe życie. Nie przez przypadek przywołuję muzykę klasyczną, bowiem kompozycje zawarte na "In Krakow In November" w większym stopniu kojarzą mi się z muzyką klasyczną, niż z jakąkolwiek inną, a otwierający utwór "Strange Village" nieodparcie przywołuje trzecią część Pierwszej Symfonii Mahlera, okrojoną do jakiejś kameralnej wersji. W zasadzie, do tej pory Fuji traktowałem jako pianistkę, która ostro stawia sprawę. Dźwięki są mocne, ostre, dosadne. Na tej płycie pojawiają się romantyczne pasaże przywodzące niekiedy w pamięci improwizacje Billa Evansa, czy Keitha Jarretta. Może tego ostatniego bardziej. Nie ma tu mowy o naśladownictwie, to wyłącznie moje skojarzenia. Podobnie wyciszony i romantyczny  jest Tamura, muzyk, którego również znam z dużo ostrzejszego sposobu gry. Nieodparte mam też wrażenie, że wszystkie dźwięki tu zawarte są dokładnie przemyślane, dokładnie zakomponowane, choć... zawsze można się mylić w tej ostatniej kwestii. Tak, czy inaczej, z małżeńskiego spotkania dwóch muzyków powstała delikatna i - wciąż to słowo mi się ciśnie - intymna muzyka, mająca dużo wspólnego z muzyką klasyczną, której nadany został lekko jazzowy szlif.

Płyta powstała podczas koncertów duetu, ale nie jest ich zapisem, a rejestracją studyjną. I poniekąd, akurat w tym przypadku, chyba muzyce wyszło to na dobre.

1.  Strange Village; 2.  A North Wind; 3.  Morning Mist; 4.  Ninepin; 5.  A Holothurian; 6.  In Krakow, In November; 7.  Explorer; 8.  Inori