Recenzje

  • Deluxe

    Zarówno nastawione na awangardę rankingi europejskich blogerów jak i zupełnie mainstreamowe amerykańskie zestawienia Village Voice czy AllAboutJazz uznały, że miniony rok należał w dużej mierze do artystów związanych z wytwórnią Clean Feed. Albumy ze znakiem tego portugalskiego wydawnictwa, choć prawie nad Wisłą niedostępne, mają u nas coraz większe grono miłośników, by nie powiedzieć "wyznawców". Długo zastanawiałem się który tytuł z ich katalogu wybrać (na początek) na naszą płytę tygodnia. Fenomenalny koncert grupy Angles pt.

  • Komeda Inspirations

    Dziwna to płyta. Przyjemnie słucha się jej wieczorem. Można ją traktować jako zbiór drobiażdżków, Variów-Komedariów. Jednak jako zamkniętą całość, chyba jestem na nie. A może nie? Na pewno wielu osobom się bardzo spodoba - za nastrój, a wielu nie zostawi na niej suchej nitki - za wykastrowanie muzyki Komedy z jazzu. 

  • Ten

    Płyta "Ten" czyli dziesięć, nazywa się tak dla uczczenia dekady wspólnego grania Morana, Mateena i Waitsa, a za razem jest to ich powrót do studia po ośmiu latach od "Black Star". Okładka albumu nawiązuje do prostych, oszczędnych wydań nagrań Blue Note sprzed lat. Zaprojektował ją Adam Pendelton. 10 kropek w ruchu, skierowanych w określonym kierunku. Z boku napis "Jason Moran". Bez zbędnych wariacji, nawet bez tytułu płyty.

  • My One And Only Love

    Wierzcie lub nie, ale za każdym razem, kiedy wkładam tę płytę do odtwarzacza, zza zimowych chmur wychodzi wiosenne słońce. Będzie to bez wątpienia jedna z najważniejszych i (oby) najchętniej kupowanych polskich płyt tego roku. 

  • The Coimbra Concert

    Gdyby tak można było raz jeszcze posłuchać chyba najlepszego występu na ubiegłorocznym Warsaw Summer Jazz Days, albo przenieść muzyków Mostly Other People do The Killing z zimnego Pałacu Kultury do gorącej Portugalii i zamiast godziny dać im 3 wieczory?

  • A little house

    Dla jednych określenie "awangardowy" działa jak zachęta, dla innych odstrasza przed sięgnięciem po daną płytę. Pierwsza solowa płyta nowojorskiej pianistki i kompozytorki Angelici Sanchez "A little house" może być szansą na spotkanie jednych i drugich. Może także i trzecich - amatorów krzyżówek i szarad...  

  • De Profundis

    Nie znałem Majora ani Andy'ego Peperskiego, jak mówił o sobie Andrzej Przybielski. Usłyszałem o nim sięgając po wspólną jego płytę z Sing Sing Penelope pt. "Stirli People". Kim był ten znakomity trębacz i wielka osobowość dowiedziałem się tak na prawdę za sprawą tego albumu: "De Profundis" Andrzej Przybielski with Oleś Brothers. 

  • Circle

    Piotr Wojtasik – według wielu najważniejszy polski trębacz jazzowy. Tym bardziej można się z takim określeniem zgodzić jeśli wziąć pod uwagę estetyczną linię wytyczną przez takich gigantów jak Freddie Hubbard i Woody Shaw. Od lat  Piotr w swoich płytowych, ale także koncertowych projektach zwraca się w stronę amerykańskiej sceny. Rzecz dotyczy zarówno stylistyki, jak również konkretnych muzyków.

  • Expressions

    Nieco ponad rok od płytowego debiutu w roli lidera Mateusz Smoczyński wydał kolejną płytę sygnowaną swoim nazwiskiem. W zespole rozpoznajemy nazwiska znajome z poprzedniczki. Jest tylko jedna zmiana. Za zestawem perkusyjnym zamiast Romana Ślefarskiego zasiadł jeden z najchętniej zatrudnianych ostatnimi czasy perkusistów Łukasz Żyta. Zmiana ta jednak, jakkolwiek pewnie z perspektywy lidera na tyle istotna, że warto było jej dokonywać, nie niesie ze sobą poważniejszych w brzmieniu ansamblu.

  • Jazz Suite Tykocin

    Monumentalne dzieło, nie pierwsze zresztą w artystycznym dorobku Włodka Pawlika – jednego z najwyżej cenionych i najbardziej oryginalnych artystów polskiej sceny jazzowej. „Jazz Suite Tykocin” kompozycja, która ma swoją historię, co więcej związaną z dwiema wybitnymi postaciami światowego jazzu. Z Randym i Michaelem Breckerem. Obydwaj są w tej kompozycji obecni. Pierwszy jako niewątpliwie wielka ozdoba tej muzyki, wspaniały gość uchwycony w sentymentalnej podróży do swoich korzeni, do miasteczka Tykocin, które jego i Michaela dziadek, jeszcze w latach 40.

  • Walk Song

    Byłby czasy kiedy płyta „Walk Song” wywoływała dyskurs pomiędzy entuzjastami międzynarodowych projektów braci Olesiów, a adwersażami poczynań, w których do każdego nowego nagrania jako goście zapraszani są wyśmienici, ale co i raz inni zagraniczni muzycy.

  • Duo

    Duety kontrabasowo-perkusyjne to rzadkość w świecie muzyki w ogóle. W muzyce improwizowanej także. Jeśli już się trafiają to często brzmią jak oskalpowana z frontmanów sekcja rytmiczna, która wreszcie może bez najmniejszych przeszkód hasać po rytmicznych, groove'owych polach nie zważając na nic. Jako takie więc stają się bytem raczej w dłuższej perspektywie nie zbyt atrakcyjnym.

  • Chamber Quintet

    „Chamber Quintet” przywodził na myśl w chwili kiedy album wchodził na sklepowe półki myśl, że oto być może będzie kontynuacja wcześniejszej płyty „Contemporary Quartet”, na której kwartet fortepian, klarnet i sekcja rytmiczna zatapiał się w utworach wielkich polskich kompozytorów Bacewicz, Lutosławskiego czy Pendereckiego. Tutaj jest inaczej. Nagranie zawiera 11 miniatur autorstwa braci Olesiów, a sekcji towarzyszy zestaw muzyków jazzowych, których instrumenty legitymują się umiarkowanie jazzowym, rzec by można rodowodzie.

  • Shadows

    Dla miłośników jazzowego mainstreamu twórczość braci Olesiów jest zbyt awangardowa, dla awangardzistów zdecydowanie zbyt mocno poukładana. Zajmują na polskiej scenie miejsce dziwne. Jak zresztą wszyscy, którzy są zdolni, konsekwentni w artystycznych wyborach i nie podatni na muzyczną chałę. Na scenie Tygmontu raczej ich nie zobaczymy, ale światowa czołówka z Theo Jorgensmannem, Davidem Murray’em, Erik Friedlanderem, Simonem Nabatovem i ukochanym dzieckiem chicagowskiej sceny Kenem Vandermarkiem, grywa i nagrywa z nimi chętnie. Grono to powiększyło się także o Kenny'ego Wernera.

  • Live At SCJ

    Bardzo udany prezent zrobili Bracia Olesiowie miłośnikom jazzu na 10 rocznicę swojej egzystencji na płytowym rynku. Czas płynie szybko i jak w przypadku tego „rytmicznego dream teamu” - tak napisał o nich dziennikarz z niemieckiej gazety Jazzzeitung – niesie ze sobą niezwykłą ilość wysmakowanych muzycznych przeżyć.

Strony