Call

Autor: 
Barnaba Siegel
Michael Naura Quartett
Wydawca: 
MPS
Dystrybutor: 
Edel/KulturSPIEGEL
Data wydania: 
05.09.2014
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Michael Naura – e. piano; Wolfgang Schlüter – wibrafon; Eberhard Weber – bas; Joe Nay - perkusja

Czasami mam wrażenie, że moja lubość w prezentowaniu i przypominaniu o datach zahacza o pewne zboczenie. Podkreślam kiedy materiał został nagrany, porównuję z innymi ówczesnymi. Ale nie robię tego absolutnie bez przyczyny. Przyczyna jest, i to ważna. Co prawda każda rzecz, każdy przedmiot może podobać się lub nie bez względu na kontekst. Jednocześnie w każdej gałęzi sztuki podkreśla się okresy, bo każdy okres to pewien styl. Wyznacza on trend, podkreśla nowe cechy charakterystyczne. Pozwala też odkryć i docenić innowatorów - tych, którzy wprowadzili coś nowego. Stara rzecz nie musi być piękna według dzisiejszej definicji, możemy po prostu docenić ówczesny kunszt twórców. Ale “Call” Michaela Naury pozostaje piękne do dziś.

Rok 1971, Niemcy. Przełom w światowej muzyce jazzowej dopiero się rozpoczyna. Młodzi muzycy, wychowani na poły na klasyce, na poły na muzyce popularnej, wpadają co i rusz na znakomite pomysły. Takie też miał Michael Naura, niemiecki pianista i nauczyciel. Nie zapisał się złotymi zgłoskami w historii muzyki tegoż kraju, jako instrumentalista wziął udział w nagraniach góra jakichś 20 płyt. Ale “Call” zasługuje na miano prawdziwej perełki, nie takiej z kategorii “sympatyczne granie”, ale bardziej “coś oszałamiającego”!

Rok 1971. Ambient jako taki nie funkcjonuje. Podwaliny pod tę muzykę położone przez przedstawicieli muzyki współczesnej i minimalizmu, pokroju Terry’ego Rileya, to jeszcze nisza. Brian Eno jeszcze nie wydał żadnego solowego albumu. Ale przejdźmy do jazzu. Nie ma jeszcze klasycznych płyt Eberharda Webera i Gary’ego Burtona, tych z gęstym, rozciągniętym w przestrzeni brzmieniem, rozpływającą się elektroniką. Tym bardziej szokuje włączenie płyty i odsłuchanie już pierwszego utworu - “Soledad de Murcia”. Zamyślona atmosfera, rozpływające się elektryczne piano Fender Rhodes, któremu błyskawicznie wtórują dźwięki wibrafonu, z całą specyfiką swojego brzmienia, oraz ten jakże charakterystyczny elektryczny bas Eberharda Webera. Zero sztampy, pełne skupienie na tworzeniu atmosfery. A do tego nerwowa, oparta głównie na talerzach perkusja, która tylko pogłębia stan absolutnego transu. “Identyczną” sytuację mamy także w “Forgotten Gardens”, “Why Is Mary So Nervous”, “Miariam” czy zamykającym płytę, tytułowym utworze “Call”.

Tak naprawdę, w głębi duszy, to wszystko są ballady, wywodzące się ze starej szkoły. Ale zamiana klasycznego instrumentarium, czyli trąbki, saksofonu i fortepianu, zrobiła kolosaną różnicę. Siła kwartetu Naury maleje jednak, gdy przychodzi do bardziej klasycznych utworów. „M.O.C.” brzmi jak wyjęty z „Happenings” Bobby’ego Hutchersona, rhythm’n’bluesowy „Take Us Down To The River”, brzmiący jak klasyczny „czarny” przebój z USA. Ale to też były czasy, w których takie rzeczy były ciekawe i „na czasie”. Dziś nie brzmią tak świeżo, jak pozostałe utwory. Jednak „Call” jako całokształt to małe arcydzieło swoich czasów, którego wartość podkreśla to, że do dziś brzmi niesamowicie.

 

 

1. Soledad de Murcia; 2. M.O.C; 3. Forgotten Garden; 4. Take Us Down to the River; 5. Why Is Mary So Nervous; 6. Don’t Stop; 7. Miriam’ 8. Call