Anthony Braxton: Eight (+1) Tristano Compositions 1989 For Warne Marsh

Autor: 
Maciej Karłowski
Anthony Braxton
Wydawca: 
HatHat Records (hatOLOGY)
Dystrybutor: 
www.hathut.com
Data wydania: 
04.03.2013
Ocena: 
5
Average: 5 (1 vote)
Skład: 
Anthony Braxton: alto and soprano saxophone; Jon Raskin: baritone saxophone; Dred Scott: piano; Cecil McBee: bass; Andrew Cyrille: drums.

To jedna z tych płyt, na których reedycję fani muzyki Braxtona czekali od bardzo dawna. Wpisuje się ona w katalog nagrań, mogących stanowić dowód prawdziwie niezbity, że u podstaw wszelkiej działalności na polu awangardy całkiem dobrze jest jeśli leży wiedza, świadomość historii gatunku, do którego się w swojej twórczości odwołuje i odwaga w prezentowaniu swoich artystycznych inspiracji. Nie musi być ona demonstrowana wprost, ale może. I z tych demonstracji, choć to chyba niefortunne słowo, bo w propozycjach Anthony’ego Braxtona nie ma śladów działania ostentacyjnego, mogą wynikać bardzo inspirujące efekty.

Miłośnicy twórczości Anthony’ego Braxtona wiedzą doskonale, jak ważne miejsce w jego muzycznym życiu zajmowali tacy artyści jak Thelonious Monk, John Coltrane, Charlie Parker, Paul Desmond czy Dave Brubeck. Jedną z równie ważnych postaci wpływających na kształt muzyki Braxtona był niewidomy pianista Lennie Tristano – postać zdecydowanie mniej u nas rozpoznawalna i doceniana, ale jeśli wziąć pod uwagę rangę dokonań i wkład w rozwój jazzu także jako spójnej koncepcji twórczej, fundamentalna oraz kryminalnie niedocenina postać w świecie saksofonu Warne Marsh. Jemu te album ten jest dedykowany.

Tak więc „Eight+ 1 Tristano Compositions” to album wydany pierwotnie na CD raz w samym końcu lat 80. i od tamtej pory nie wznawiany w żadnym formacie. W międzyczasie stał się białym krukiem i mrocznym obiektem pożądania dla fanów, szczególnie tych, którzy nigdy nie dawali się nabrać na wynurzenia typu „nowatorstwo w sztuce bierze się z nieuctwa i braku dobrych manier”.

W Braxtonowskim ujęciu, muzyka Lenniego Tristano nie jest pretekstem do dekonstrukcji i odważnej reinterpretacji, ale także żadną miarą nie można jej nazwać próbą rozegrania znanego repertuaru literalnie. Nie mamy tu więc Braxtona wizjonera, eksperymentatora dającego upust swoim śmiałym przemyśleniom na temat jazzu, ale raczej profesora uważnie i z atencją pochylającego się nad historią, który chciałby o tej historii opowiedzieć własnym językiem. Jest to nie tylko rodzaj hołdu złożonego dla kwartetu, jaki w latach 40.i 50 Tristano poprowadził w raz saksofonistą Warnem Marshem, ale także dla muzyki jaką Warne Marsh wykonywał w ostatniej fazie swojej aktywności scenicznej.

Jest więc tu bebopowy, parkerowski żar i rozmach, respekt dla kompozycji starych mistrzów, wspaniałe docenienie formuły zespołu jaką ci jazzowi pionierzy razem tworzyli na długo zanim Braxton pomyślał o graniu muzyki. No i w końcu bardzo stanowczo zasygnalizowany akcent, że tak naprawdę w drodze poszukiwania własnego, bodaj i najbardziej awangardowego muzycznego „ja” nie za bardzo daje się iść na skróty i pominąć wielkie zdarzenia sprzed lat. I to słychać w grze nie tylko samego Braxtona, ale także i pozostałych muzyków Johna Raskina, Andrew Cyrille’a, Cecila McBee czy prawie całkiem już dziś zapomnianego pianisty Dreda Scotta. 

Two Not One; 317E 32nd Street; Dreams; Lennie's Pennies; Victory Ball; Sax Of A Kind; Lennie Bird; Victory Ball (take 2); Baby; April.