Współcześni wokaliści okołojazzowi

Autor: 
Marta Jundziłł
Zdjęcie: 

Czy tego chcemy, czy nie, podział na płci w świecie muzyki rozrywkowej jest dość brutalny: kobiety częściej śpiewają, a mężczyźni grają na instrumentach. I choć świat wokalistyki jazzowej od dziesiątek lat jest zdominowany przez płeć piękną, to jednak zdarzają się wspaniałe wyjątki; rodzynki w tym sfeminizowanym cieście. I nie mam tu na myśli Franka Sinatry, czy Nat King Cole’a, lecz śpiewaków współczesnych, promujących muzykę okołojazzową w XXI wieku. Śpiewają pełną piersią, przełamują stereotypy, porywają tłumy, a przy tym są pełnowymiarowymi, świadomymi muzykami. Tych panów na prawdę warto znać.

Jazzowi wyjadacze

Szlachetne głosy, świetna technika, piękny barytonowy tembr. To cechy charakteryzujące jazzowych wyjadaczy: Kurta Ellinga i Gregory’ego Portera. Obaj popularni (zdobywcy Grammy), prężnie działający i bardzo zdolni. Kurt Elling płynnie porusza się w jazzowych standardach, które z jednej strony magicznie przenoszą w czasie, a z drugiej: ożywają i oddychają na nowo, dzięki współczesnym aranżacjom. Kurt Elling nagrywa dużo autorskiego materiału (ostatnio z Branfordem Marsalisem – „Upward Spiral”), ale osoby o tak rzadkim, pięknie niewspółczesnym głosie nie muszą martwić się o wielce oryginalny materiał, by zaskarbić sobie sympatię fanów. Największym atutem Ellinga jest przecież kojący, dojrzały, męski głos, który charakteryzuje się zaawansowaną techniką (lekkość swingowania, skoczne scaty), olbrzymią skalą (4 oktawy) i przede wszystkim pięknym tembrem. Po wysłuchaniu jego wykonania „Nature Boy” sam Nat King Cole podnosiłby szczękę z podłogi. Młodszy kolega Kurta to Gregory Porter – amerykański wokalista, do tej pory nagrał cztery płyty. To zbiory bazujące głównie na balladach - ciekawe aranżacyjnie kawałki, które równie chętnie promowane są na radiowych listach przebojów, jak i na jazzowych portalach. Gregory Porter posiada wielki głos, który zmiękcza serca i ugina kolana.  Wszechstronnie wykształcony wokalista długo nie wiedział czym zajmować się w przyszłości. Podobno na łożu śmierci swojej matki, usłyszał od niej: „Sing, baby, sing!”. Dobrze, że w końcu wysłuchał jej rady, bo dziś swoim pięknym głosem zachwyca miliony.

 

Młodsi koledzy

Wokalistą mniej znanym (jeszcze), ale wyraźnie wywodzącym się z jazzowych tradycji jest amerykański wokalista Milton Suggs. Jego druga płyta „Things To Come” to nadzwyczajny popis umiejętności swingowania, który świetnie współgra z rozbujaną wypełnioną po brzegi warstwą instrumentalną. Z kolei ostatni album Miltona Suggsa – „Lyrical Volume I” to również dowód na jego zdolności tekściarskie, bowiem wokalista odpowiada za całą warstwę tekstową płyty. To często pomijany, a jakże istotny aspekt muzyki jazzowej, tutaj pięknie wyeksponowany i wtórujący świetnej, melodyjnej muzyce. Z kolei wokalistą, który bardziej niż do tekstów przykłada się do muzycznego eklektyzmu, tym samym spajając w swojej twórczości popularne współcześnie gatunki jest Jose James. Miksuje hip –hop, jazz, soul, r’n’b i elementy popu. Dla jego muzyki charakterystyczny jest osadzony groove i rozluźniająca wibracja. Wokalista współpracuje też ze świetnymi muzykami, m.in. z trębaczem Takuyą Kurodą, który to przewodzi sekcji dętej w zespole Jamesa.

 

Feel it!

Bardzo prężnie rozwija się dziś scena muzyki neosoulowej. Jordan Rakei – pochodzący z Autralii wokalista to uaktualniona o zaawansawoną elektronikę i zabawę syntezatorami wersja Jay Kaya z Jamiroquai. Taneczna muzyka świetna na imprezę, posiada niezawodne elementy funkowe, a do tego jest bardzo melodyjna i świetnie zmiskowana. Bardziej chilloutową wersją neosoulu prezentuje dziś, chociażby James Tillman: wokalista, którego nastrojowego piosenki z debiutanckiego albumu „Silk Noise Reflex” to zbiór przyjemnych, bujających pościelówek, na których przyjemny, zawodzący wokal Jamesa Tillmana wprowadza odprężającą atmosferę i uspokaja, nawet najbardziej znerwicowanych.

 

Wokal na drugim planie

Współcześni wokaliści, to nie tylko skupiający całą uwagę soliści stojący przed mikrofonem, ale również instrumentaliści, którzy nie stronią od śpiewania, a także postaci drugoplanowe, które z instrumentalistami dzielą się partią melodyjną w utworach . Tigran Hamasyan – armeński pianista i kompozytor, na swoich albumach głównie urzeka poruszającą grą na fortepianie, ale w swoich kompozycjach często wykorzystuje własny głos, który potęguje intymny wymiar tworzonej przezeń muzyki. Nie są to co prawda popisowe pokazy skali czy wolumenu, ale raczej motywy tła, które nadają muzyce Hamasyana niepodrabialny koloryt.  Tigran Hamasyan jest zdeklarowanym pianistą, ale ze względu na walory, które jego muzyka zyskuje dzięki wstawkom wokalnym umieściłam go w tym zestawieniu. Podobną, drugoplanową, ale niezbędną funckję spełnia wokal w zespole Shabaka And The Ancestors. Jego liderem jest co prawda Shabaka Hutchings – świetny saksofonista – ale to śpiew pochodzącego z RPA Siyabonga Mthembu całemu projektowi dodaje pazura i spiritualowego sznytu. Tym razem jest to głos mocny, przeszywający, odwołujący się do pierwotnych emocji. W połączeniu ze śmiałymi liniami saksofonu otrzymujemy efekt zwalający z nóg: muzykę pulsującą soczystym, wielowymiarowym brzmieniem głównej melodii.