Warner Original Album Series: Ray Charles

Autor: 
Piotr Jagielski
Zdjęcie: 

Słowem, które najbardziej narzuca się przy okazji tej kolekcji nagrań wielkiego pianisty jest „geniusz”. Są ku temu wszelkie powody. Po pierwsze, warnerowski box pięciu płyt Raya Charlesa skałada się z albumów: „Genius + Soul = Jazz”, „The Genius After Hours”, „Genius Sings The Blues”, „The Genius Hits The Road” oraz „The Genius Of Ray Charles”. Łatwo zauważyć, że pewien element się powtarza. Opinia geniusza przywarła do Charlesa nie bez powodu. Już nawet nie chodzi o ilość fenomenalnego materiału, który powstał pod jego palcami, fantastycznego głosu i jego, po prostu nie do przecenienia, roli w rozwoju i popularyzowaniu muzyki, która mieści się gdzieś między jazzem, bluesem i Rn'B. Ray Charles był pianistą genialnym. Ahmet Ertegun, ojciec jego sukcesu i założyciel wielkiej wytwórni Atlantic, mówił, że gdyby Bach i Mozart urodzili się dzisiaj (tzn. na początku XX wieku), graliby tak jak Ray Charles. Osobiście, nie spieram się z opinią kogoś takiego jak Ertegun, on po prostu wie lepiej. Prezentowane pięć krążków dowodzi wielkości tego niezwykłego artysty, którego kalectwo w niczym nie przeszkodziło jego talentowi.

Zaczynamy od albumu „The Genius Of Ray Charles”, nagranego dla Atlanticu w 1959 roku. Nagranie jest...oczywiście doskonałe. Jak mogło być inaczej, skoro odpowiedzialność za muzykę wziął na siebie nie tylko pianista, ale również Quincy Jones, który zajął się aranżowaniem, oraz muzycy z zespołów Duke'a Ellingtona oraz Counta Basiego (m. in. Paul Gonsalves, Zoot Sims czy Bob Brookmeyer), których gra nadaje niesamowitej dynamiki całemu przedsięwzięciu. To bigbandowy odcień Raya Charlesa. Poza tym, mamy perełki - „Let The Good Times Roll” Louisa Jordana i „Come Rain Or Shine On Me”, z którym kojarzono częściej Franka Sinatrę. Tym utworem Charles dał się poznać jako wybitny wokalista, a cały album dał ogromnego kopa nadchodzącej wielkimi krokami rewolucji R'n'B, której Ray stał się wktórce liderem.

„Genius + Soul = Jazz” to płyta nagrana rok później, w 1960. Dwa albumy przedziela dosyć istotne nagranie - „What'd I Say”, jednak różnorodność rejestrowanego przez pianistę materiału mogłaby wskazywać, że między sesjami minęło znacznie więcej czasu niż tylko dwanaście miesięcy. „Genius + Soul = Jazz” to właściwe równanie. Dokładnie tak jest. Przez wiele lat płyta pozostawała niedostępna  dla polskich fanów talentu niewidomego muzyka, ze względu na kłopoty...cóż, finansowo-administracyjne. Tak to zostawmy. Dobrze, że jest teraz. Nagrany za namową legendarnego producenta wytwórni Impulse, Creeda Taylora, płyta wchodzi dziś w ścisły kanon muzyki wszelkiej. Jeśli to prawda, że są nagrania które po prostu trzeba znać, bez względu na indywidualne sympatie i antypatie, to jest jedno z tych nagrań. Znów współpraca z Quincy'm Jonesem i muzykami Basiego przyniosła efekty. Oraz jeden z pierwszych prawdziwych hitów Raya - „One Mint Julep” autorstwa Rudy'ego Toombsa. Dobry numer.

Ray pracował nieludzko. W tym samym roku wypuścił jeszcze trzy albumy! Pierwszy z nich „Genius Hits The Road” był przedsięwzięciem konceptualnym. Płyta miała składać się z utworów poświęconych poszczególnym miejscom na mapie Stanów Zjednoczonych. Ten album to Ameryka według Raya Charlesa. I oczywiście, jednym z najgłośniejszych utworów był miłosna oda do pewnego stanu w południowo-wschodniej części USA. Oczywiście, wiadomo o jaki stan i o jaki utwór chodzi – tak, „Georgia On My Mind” znajduje się właśnie na tej płycie. Już ten pojedynczy fakt decyduje o historycznej wadze tego nagrania. Dziś pieśń jest oficjalnym hymnem Georgii. A jeśli komuś mało, ma jeszcze kilka stanów do obskoczenia, Ameryka jest duża, znajdzie się miejsce dla każdego.

Rok 1961, Charles zainaugurował wydaniem kolejnego wspaniałego dzieła - „The Genius After Hours”. Tradycyjnie już, aranżowaniem muzyki zajął się Jones. Jednak w tym wypadku materiał na płytę został nagrany już cztery lata wcześniej podczas sesji do albumu „The Great Ray Charles”. Materiał składa się z utworów wykonywanych w trio lub w septecie, a zagrali z Rayem tacy muzycy jak Oscar Pettiford czy David „Fathead” Newman. Album zawiera takie klasyki jak „Ain't Misbehavin'” czy gershwinowskie „The Man I Love”. Kawał dobrej roboty.

Ostatnią, z pewnością nie najmniej ważną, pozycją jest album „The Genius Sings The Blues”, nagrany w Atlanticu, jako ostatnia płyta Raya dla wytwórni która go wypromowała i dała dach nad głową. Album obliczony początkowo głównie na efekt finansowy okazał się małym dziełem sztuki. Dwanaście znakomitych bluesów, między którymi znajdują się takie klasyki jak „Night Time (Is The Right Time)”, „Early In The Mornin'”, „Hard Times” czy przejmujący „I Believe To My Soul” w którym, według legendy, zniecierpliwiony pracą żeńskiego chórku, Ray sam nagrał wszystkie partie wokalne, również te kobiece. To był ostatni utwór nagrany przez niego dla Ahmeta Erteguna i wytwórni Atlantic. Sam album, przyznam szczerze, należy do moich ulubionych. Ertegun powiedział, że Charles komunikuje się muzycznie jak starzy bluesmani z Delty. Jak zwykle, miał rację.