Odean Pope - baptysta z saksofonem

Autor: 
Piotr Wojdat
Zdjęcie: 

Odeanem Popem zachwycało się wielu muzyków, nie tylko zresztą tych, którzy mogli się pochwalić proweniencją jazzową. Jak wieść gminna niesie, podobno sam Ornette Coleman płakał ze szczęścia, gdy usłyszał “Locked & Loaded: Live At The Blue Note”, która uchwyciła jeden z kluczowych momentów w artystycznym życiu Pope’a z połowy grudnia 2004 roku. Trudno w tej chwili ocenić, na ile to była prawda, ale fakt faktem, że autor “The Shape Of Jazz To Come” do tego stopnia był urzeczony koncertami Amerykanina, że zdecydował się napisać liner notes do płyty, zawierającej fragmenty z występów Odeana z wspominanego już wyżej okresu.

Zresztą nie tylko Ornette piał z zachwytu nad talentem artysty z Południowej Karoliny. Także Joe Lovano nie szczędził mu pochwał, o czym świadczy cytat z jednego z wywiadów, którego chyba lepiej nie tłumaczyć, bo w oryginale oddaje sedno sprawy: “Odean Pope is a bad, bad, bad, beautiful musician, man”. Obawiam się, że żaden, nawet najlepszy copywriter nie mógłby wymyślić lepszej sentencji, która zwięźle podsumowałaby drogę artystyczną przyszłego członka kwartetu Maxa Roacha.

Jak to się wszystko zaczęło? Odean Pope wychowywał się w Ninety-Six w Południowej Karolinie. Muzyką zainteresował się dzięki rodzicom, potem w wieku 10 lat przeniósł się do Filadelfii, gdzie rozpoczął studia muzyczne w The Graniff School of Music and Benjamin Franklin High School. Wtedy też spotkał na swojej drodze przyszłych gigantów muzyki jazzowej, wśród których należy wymienić, m.in. Johna Coltrane’a, Clifforda Browna, Lee Morgana, Archiego Sheppa czy McCoy Tyner’a. W pewnym sensie wybrał jednak inną drogę, kierując się przede wszystkim tym, co naprawdę ma do powiedzenia.

W latach 60. grywał dużo z organistą Jimmy’m McGriffem, który m.in. równolegle z Jimmym Smithem odkrywał brzmienie Hammonda. Odean Pope doskonale czuł się w zespole starszego o dwa lata kolegi, podzielając jego fascynacje muzyką r&b, soul i mięsistym, niemal tanecznym groove’em.

Następnie dołączył do zespołu słynnego, jednego z najlepszych perkusistów jazzowych, Maxa Roacha. Koncertował z nim po Europie w latach 1967-1968. Pojawił się też na wielu wydawnictwach płytowych sygnowanych nazwą wytwórni Soul Note. Kto nie miał okazji posłuchać dokonań Odeana Pope’a z Maxem Roachem, powinien sprawdzić co najmniej kilka pozycji w dyskografii tych panów, w tym m.in. “Pictures In A Frame”, “Easy Winners” czy “Bright Moments”. Szczególnie ciekawie prezentuje się ta ostania, zawierająca interpretację utworu saksofonisty Rahsaana Rolanda Kirka oraz ta pierwsza, będąca swoistym pomostem między hard bopem a awangardowym jazzem.

Interesujacym projektem Odeana Pope’a był też The Saxophone Choir, który rozpoczął swoją działalność w 1977 roku. Koncept nawiązywał do wczesnych lat, kiedy to amerykański saksofonista był częścią chóru baptystów. Tym razem chciał przełożyć swoje doświadczenia i stworzyć grupę, która również zachowywałaby się jak chór, tyle że saksofonowy. The Saxophone Choir z powodzeniem koncertował nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale i w Niemczech oraz w ramach holenderskiego festiwalu North Sea Jazz Festival.

O tym, że Odean Pope należy do wyjątkowych postaci jazzowego saksofonu świadczy fakt, że zamiast inspirować się dokonaniami kolegów po fachu, wolał słuchać… pianistów. W wywiadzie dla Down Beat, którego udzielił w 1983 roku, powiedział:

“W pewnym momencie zacząłem przysłuchiwać się brzmieniu fortepianu. Chciałem, by mój saksofon brzmiał jak odpowiednik Arta Tatuma czy Billa Evansa. Myślę, że w temacie dynamiki, harmonii i melodii nauczyłem się od nich naprawdę wiele”.