Marius Neset – od Beatlesów po Schönberga

Autor: 
Maciej Krawiec
Zdjęcie: 

W Norwegii pierwsze dźwięki jazzu na żywo wybrzmiały prawie sto lat temu – mówiąc dokładniej w 1921 roku, za sprawą zespołów Feldman’s Jazz Band oraz The Five Jazzing Devils. Czternaście lat wcześniej, przeżywszy ponad sześć dekad, w swoim rodzinnym mieście Bergen zmarł słynny norweski kompozytor Edvard Grieg. Zaś w 1985, dawno po tamtych wydarzeniach, przyszedł na świat muzyk, dla którego oba fakty okazały się mieć niemałe znaczenie.

Mowa o saksofoniście Mariusie Nesecie, pochodzącym właśnie z rozsławionego przez Griega Bergen. Miał on szczęście wychować się w domu, gdzie muzyka była głównym zajęciem rodziców: jego ojciec jest gitarzystą, a matka pianistką. Muzyka stała się nie tylko domeną Mariusa, ale i jego sióstr, spośród których młodsza – Ingrid Søfteland Neset – jest uznaną flecistką klasyczną. Po który wywiad z artystą by nie sięgnąć, zawsze wyczytać można, iż ważna dla niego jest różnorodność napotykanej muzyki. Wspomina, że gdy był dzieckiem, dużo słuchał rock'n'rolla, popu, ale również kompozycji klasycznych. Do jego ulubionych utworów należał wtedy „A Day in the Life” Beatlesów.

Od najmłodszych lat uczył się grać na rozmaitych instrumentach. Zanim bowiem sięgnął po saksofon, miał już za sobą lekcje perkusji, gitary i pianina. Za szczególnie cenne uważa dziś doświadczenie perkusyjne, gdyż zawdzięcza mu poznanie różnych, nawet bardzo nietypowych, metrów i wykorzystywanie tej wiedzy przychodzi mu dziś naturalnie. Wspomina również nauczyciela saksofonu, który pewnego roku kazał mu grać co miesiąc w innej tonacji. Dzięki temu uzyskał płynność w każdej z nich, co pomogło mu swobodnie improwizować. Innym wspomnieniem jest transkrybowanie partii saksofonowych Charliego Parkera, gdy Neset miał kilkanaście lat: „Donna Lee” i „Otnithology” były pierwszymi z klasyków „Birda”, które młody muzyk wziął wtedy na warsztat.

W 2003 roku wyjechał do Kopenhagi, gdzie podjął studia w Rhythmic Music Conservatory. „To był bardzo kreatywny czas. Duńska szkoła dała mi wiele wolności” – mówił w niedawnym wywiadzie. W Kopenhadze jego mentorem został brytyjski pianista Django Bates, który akurat wtedy zaczął pracę w RMC. Pracę z nim Neset określa w sposób następujący: „fantastyczne doświadczenie z jednym najbardziej inspirujących muzyków, jakich poznałem”. Nie tylko ukończył pod jego okiem studia skupione na grze solowej, ale również przez pięć lat był członkiem prowadzonego przez Batesa bigbandu, a także zaprosił pianistę do własnego kwartetu. Zarejestrował z jego udziałem swój drugi album pt. „Golden Xplosion”,

Batesa wymienia Neset pośród najważniejszych inspiracji, obok Franka Zappy, Pata Metheny'ego, Wayne'a Shortera, a z kompozytorów muzyki poważnej – Johanna Sebastiana Bacha, Igora Strawińskiego, Oliviera Messiaena, Gustava Mahlera i Arnolda Schönberga. Ale nie mniej ważny jest dla Neseta jego krajan z Bergen – wielki Edvard Grieg, który to z kolei czerpał garściami z nordyckiej ludowości. „Wprawdzie nigdy nie studiowałem norweskiego folku, ale zdaję sobie sprawę, że jestem pod jego silnym wpływem. Grieg był zafascynowany ludowymi melodiami i w związku z tym od zawsze mam je we krwi”. Wielość inspiracji Neseta słychać w jego muzyce, zarejestrowanej na kilku już autorskich albumach: „Suite for the Seven Mountains” (2008), „Golden Xplosion” (2011), „Birds” (2013), „Lion” (2014), „Pinball” (2015), „Snowmelt” (2016), „Circle of Chimes” (2017). Cztery ostatnie wydane zostały przez wytwórnię ACT.

Na nadchodzącym „Jazzie nad Odrą” będziemy mieli okazję słuchać Neseta w towarzystwie muzyków Trondheim Jazz Orchestra. Z tym składem nagrał swój pierwszy krążek dla ACT, tj. „Lion”. Będzie to znakomita okazja, by usłyszeć na żywo tę wschodzącą gwiazdę europejskiego jazzu, którą przed dwoma laty redakcja „Downbeatu” usytuowała – jako jedynego muzyka ze Starego Kontynentu – w rankingu „25 for the Future”, obok Tyshawna Soreya, Ambrose'a Akinmusire czy Geralda Claytona.