Eddie Daniels - „dobrze wychowany demon”

Autor: 
Maciej Krawiec
Zdjęcie: 

Te słowa o bohaterze niniejszego artykułu miał powiedzieć nie kto inny, jak wielki kompozytor i dyrygent Leonard Bernstein. Pełny cytat brzmi zaś następująco: „Eddie Daniels łączy elegancję i wirtuozerię w sposób przypominający mi Artura Rubinsteina. To starannie i dobrze wychowany demon”. Nic dziwnego, że można te dwa zdania wyczytać w prawie każdej nocie biograficznej na temat słynnego klarnecisty.

Niech będą one stemplem jakości na działaniach Danielsa w dziedzinie muzyki poważnej; jeśli chodzi zaś o talenty artysty na niwie jazzowej – oto co powiedział na jego temat brytyjski krytyk Leonard Feather: „To rzadkie w jazzie, że jeden muzyk potrafi wynaleźć instrument na nowo, doprowadzając do kolejnego stadium rozwoju”. Trudno o bardziej spektakularne potwierdzenie nadzwyczajnych umiejętności Eddiego Danielsa zarówno w dziedzinie wykonawstwa i interpretacji muzyki komponowanej, jak i w świecie improwizacji jazzowej.

Przyszedł na świat w 1941 roku w Nowym Jorku w częściowo imigranckiej rodzinie – jego matka pochodziła z Rumunii. Jazzem zainteresował się, mając kilkanaście lat. Wtedy zasłuchiwał się w nagraniach słynnych wokalistów – m.in. Franka Sinatry – ale bardziej, niż frontmani, zajmowali go muzycy im akompaniujący. Jego pierwszym instrumentem był saksofon altowy, na którym zagrał m.in. w młodzieżowym zespole na Newport Jazz Festival, gdy miał szesnaście lat. Już wcześniej jednak zaczął zaznajamiać się z klarnetem i przez kilka następnych dekad sięgał zarówno po niego, jak i po saksofony oraz flet.

To bowiem w klasie klarnetu ukończył studia magisterskie w Juilliard School, ale jego pierwszy poważny angaż stanowiła gra na saksofonie tenorowym w latach 60. w orkiestrze Thada Jonesa i Mela Lewisa. Następnie posypały się inne zaproszenia do jazzowych zespołów: Daniels pracował m.in. z Freddiem Hubbardem („The Hub of Hubbard”, 1969), Donem Pattersonem („The Return of Don Patterson”, 1972), Bobem Jamesem (np. „Two” z 1975 czy „Hands Down” z 1982), Rolfem Kühnem („Affairs”, 2012), a także tworzył duety np. z Buckym Pizzarellim (m.in. na albumie „Blue Bossa” z 1972 roku) i Rogerem Kellawayem („A Duet of One”, 2009).

W latach 80. skupił się na grze na klarnecie i wtedy zintensyfikował wydawanie autorskiej muzyki. Ma na koncie prawie 30 albumów jako lider, które znalazły się w katalogach takich wytwórni, jak Prestige, Columbia, EMI, Chesky, GRP czy IPO. Był również pięciokrotnie nominowany do nagrody Grammy: w kategorii „Best Jazz Instrumental Performance, Soloist” za album „Breakthrough” (1986), w kategoriach „Best Jazz Instrumental Performance, Group” oraz „Best Jazz International, Soloist” za płytę „To Bird With Love” (1987) oraz w kategorii „Best Jazz Instrumental Performance, Individual Or Group” za „Benny Rides Again” (1992) oraz, przed jedenastoma laty, w kategorii „Best Small Ensemble Performance” za album „Bridges - Eddie Daniels Plays The Music Of Frank Proto”.

Tego wybitnego artystę usłyszymy już wkrótce na wrocławskim Jazzie nad Odrą, w trio z Leszkiem Możdżerem i Darkiem Oleszkiewiczem. Nie będzie to pierwsze spotkanie na scenie Amerykanina z polskim pianistą – w 2010 roku Daniels był gościem festiwalu Solidarity Of Arts i wziął udział w widowisku „Możdżer +”, gdzie wystąpił m.in. obok Marcusa Millera, Larsa Danielssona czy Johna Scofielda.