Bill Orcutt - gitarzysta ze świata dysonansów

Autor: 
Piotr Wojdat
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

O tym, że gitarzysta Bill Orcutt to postać nietuzinkowa, niech świadczą opinie znalezione na serwisie YouTube i które zaraz przytoczę na potrzeby wstępu do tego artykułu. Od razu ostrzegam, że są skrajnie różnie.

“I think he's a tone deaf motherfucker, it sounds like bird shit!!!” - oto jedna z nich.

“I don't know what he just did, but it was badass!” oraz “Easily the most interesting guitarist around today. Nothing he does is easy, in any sense. The way he finds paths in total abstraction is remarkable.” - tak wypowiadają się inni.

Pod tym samym filmikiem znajdziemy jeszcze taką wypowiedź: “Any dumbshit with no talent can do that!!”.

Ale skłaniałbym się ku temu, że rację ma użytkownik, który twierdzi, że: “This man is either an idiot or a genius. Just kidding of course he's a fucking genius.”

Z góry przepraszam za nagromadzenie cytatów z wulgaryzmami, ale wypowiedzi, które znalazłem pod jednym filmikiem z muzyką Billa Orcutta, oddają to, jakie emocje wywołuje twórczość amerykańskiego gitarzysty. Nie są to rzeczy łatwe i przyjemne, trzeba przyznać. Twórczość artysty pochodzącego z Miami naznaczona jest eksperymentem, bezkompromisowością, dysonansami i autorską wizją. Stąd taki rozstrzał w opiniach. Tak skrajny odbiór towarzyszy Billemu Orcuttowi od początku jego kariery, czyli od Trash Monkeys, a potem noise rockowej grupy o wdzięcznej nazwie Harry Pussy.

Harry Pussy powstało w 1992 roku i które Bill Orcutt założył ze swoją ówczesną żoną, perkusistką Adris Hoyos. Razem nagrywali przez następne pięć lat i wydali serię bezkompromisowych i konfrontacyjnych nagrań w małych wytwórniach. Przy okazji zyskali uznanie takich tuzów jak Thurston Moore z Sonic Youth. Pod koniec istnienia zespołu Orcutt zarejestrował swoje pierwsze nagranie solo. Zatytułował je po prostu “Solo CD”. Zostało wydane przez nowojorską wytwórnię Audible Hiss i zawierało gościnne wokale Adris Hoyos, a także instrumentalne partie perkusisty Danny'ego Arada i saksofonisty Joe Cohena.

Po rozpadzie Harry Pussy i rozwodzie z Adris Hoyos Bill Orcutt przeniósł się do San Francisco. W tym czasie zrobił sobie przerwę od muzyki i skoncentrował się na tworzeniu filmów. W 2009 roku na szczęście wrócił jednak na scenę. Powołał nawet do życia własną wytwórnię, którą nazwał Palilalia Records. Jego styl ewoluował w tamtym okresie od punk rocka i noise’u w stronę swobodnej improwizacji opartej na wpływach akustycznego bluesa i nurtu muzycznego american primitivism, którego najbardziej znaczącym reprezentantem był wybitny gitarzysta John Fahey.

Po kilku limitowanych wydawnictwach twórczością Billa Orcutta zainteresowała się austriacka wytwórnia Editions Mego. Wznowiła album “A New Way To Pay Old Debts” i wydała kolejne płyty: “How The Thing Sings” oraz “A History Of Every One”.

Orcutt występował do tej pory na wielu festiwalach jako artysta solowy, a także współpracował z kilkoma innymi cenionymi muzykami eksperymentalnymi, w tym perkusistą Chrisem Corsano, legendarnym saksofonistą free jazzowym Peterem Brötzmannem, wibrafonistą Jasonem Adasiewiczem, wiolonczelistką Okkyung Lee i naszym Pawłem Szpurą. Bill Orcutt wydał także wspólny album z Sir Richardem Bishopem z nieodżałowanej grupy Sun City Girls. “Road Stories” ukazało się w 2014 roku.

Aktualnie artysta kontynuuje wydawanie płyt solowych, na których nie tylko gra na gitarze, ale też wydobywa z siebie przedziwne odgłosy. W zeszłym roku całkiem sporym zainteresowaniem cieszył się jego wspólny album z perkusistą Chrisem Corsano. “Brace Up!” to powrót do krótkich form, punkowo-noise’owego sznytu i jak wynika z wywiadów, efekt fascynacji obu panów dokonaniami zespołu Minutemen.

Bill Orcutt jest gitarzystą obok którego trudno przejść obojętnie. Stawia na eksperymenty, nietypowe strojenia i chyba najbardziej przywiązany jest do spuścizny amerykańskiego gitarowego undergroundu. Improwizacja jest pomostem, który łączy go ze światkiem jazzu. Jestem jednak przekonany o tym, że nie myśli w kategoriach gatunków muzycznych i nie próbuje się wpasować w jakieś konkretne ramy. Wychodzi daleko poza to, co można usłyszeć u innych gitarzystów. I nie bierze jeńców, o czym świadczy wypowiedź internauty z YouTube:

Completely... blown away. I think I need to sit here for a few minutes to fully process what I just heard”